Wczorajsze przedpołudnie w Wiedniu postanowiliśmy spędzić w
Museums Quarter, czyli kwartale w którym znajdują się muzea w Wiedniu. Nasz
hotel był usytuowany bardzo blisko więc po śniadaniu udaliśmy się tam
spacerkiem.
Na zakupionym bilecie, mieliśmy trzy muzea i jako pierwsze
odwiedziliśmy muzeum Leopolda, zawierające zbiory głównie malarstwa i rzeźby w
większości zgromadzone przez Rudolfa Leopolda, którego imieniem nazwano samo
muzeum i któremu poświęcono jedno z pomieszczeń w dolnej części muzeum.
Zaspokajanie naszego głodu sztuki rozpoczęliśmy od wystaw
poświęconych secesji.
Zainteresował mnie ten obraz Gustava Klimta. Zdjęcie książki
przedstawia oryginalny obraz, który następnie sam autor, z niewiadomych powodów, po paru latach
przemalował.
Tak wygląda obraz dziś.
W muzeum jest też odtworzone samo atelier artysty, z dokładnością co do jednej kosteczki na stojącym w kącie szkielecie :-)
Były też ciekawe grafiki, zawieszone przy oknie, z którego widać było orgyginał.
Dalej przeszliśmy do części, w której zgromadzone były meble
z okresu secesji wiedeńskiej.
Nie obraziłabym się za taki fotel J
Ile potrzeba pracy i talentu żeby z kilku plam farby umieć
odtworzyć np. dłoń.
Dwa poziomy niżej oglądamy wystawę kubizmu. Rzeźby są
niesamowite.
Na najniższym poziomie, jako ostatnią oglądamy wystawę dzieł
Alberto Giacometti.
Po obejrzeniu wszystkiego co się dało w muzeum Leopolda
przechodzimy do muzeum sztuki nowoczesnej MUMOK. Dziś jest wystawa Cosimy von
Bonin.
Przyznam się bez bicia, ja zazwyczaj nie potrafię zrozumieć
tego rodzaju twórczości ale ta wystawa trochę mnie i rozbawiła i zadziwiła. Na
pewno daje duże pole do własnej interpretacji.
Kraby uciekły z klatki wprost na deskorolki J Cosima często używa
maskotek w swojej twórczości. Sama je szyje.
Maskotkami artystki są również zagospodarowane przejścia
między klatkami schodowymi w MUMOKu.
Tu można sobie samemu napisać historyjkę. Na podeście są
umieszczone jedynie końcówki nóżek od stołu, komody, paru stołków oraz… cztery
damskie pantofle. Dlaczego cztery? Jeżeli po dorysowaniu reszty mielibyśmy
zobaczyć czteronogiego potwora to może lepiej że widzimy tylko sam dół? Można
tak stać i myśleć w kółko J
Wokół padniętego króliczka wisiały takie jakby lampy. Muzykę
która wydobywała się ze środka słychać było tylko gdy weszło się bezpośrednio
pod klosz. A może dopiero wtedy się włączała? Zadając sobie to pytanie kilkakrotnie
weszłam i wyszłam spod klosza. To trochę jak z tym światłem w lodówce, ty
kombinujesz a Cosima się śmieje J
MUMOK też jest ciekawie urządzony.
To było fajne. Tkanina narzucona na wybrzuszenia, imitowała
jakby mapę izometryczną. Zastanowiło mnie czy materiał jest elastyczny czy został
utkany z uwzględnieniem wybrzuszeń, ponieważ boki tkaniny nie ściągały się, tak
jak dzieje się gdy narzucimy koc na coś wypukłego.
Na koniec zajrzeliśmy do Kunsthalle, gdzie w tych dniach
była wystawa o tematyce niebieskiej. Zebrane eksponaty oscylowały wokół koloru
niebieskiego i jego odcieni. Tu się zawiedliśmy, bo nie było to zbyt ciekawe i
w sumie nie dziwiło, że w ogóle nie było zwiedzających poza nami.
Wracamy do hotelu, jeszcze kilka fotek pięknych, głównie
secesyjnych kamienic.
Po południu ruszamy do Berlina. Na lotnisku w Wiedniu można wypocząć na takich kanapach, można się nawet położyć i wygodnie doczekać lotu.
Dziś
lecieliśmy z Germanwings i był to całkiem śmiechowy lot. Chyba załoga była już
po całym dniu latania bo jak stewardzi przedstawiali tradycyjną gadkę o
wyjściach awaryjnych itd., to ten który mówił, kilka razy się pomylił,
przejęzyczył i cały samolot leżał ze śmiechu, łącznie z załogą, która też śmiała się na głos i nie mogła dokończyć machania maskami tlenowymi. Z pokazywania działania kamizelek zrezygnowali już zupełnie ;-)
Zdjęcia poniżej już po wylądowaniu w Berlinie.
Dotarliśmy
do Berlina po ósmej wieczorem, zanim dotarliśmy do hotelu, była prawie 10ta i
po dwóch piwkach w hotelowej restauracji padliśmy spać :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz