czwartek, 30 października 2014

Das Leben ist Schön!

Rano, wyspani i o nowych siłach, ruszamy na zwiedzanie Wiednia. Uliczka z naszym hotelem:


Prawda wypisana na oknie jednej z secesyjnych kamienic:


Wsiadamy do metra na Ketten Brücken Gassen.


Po to by przejechać kilka stacji i wysiąść na....




Skąd mamy już tylko kilka kroków do wspaniałego pałacu Schönbrunn!!!



W środku można pobrać audioguide'a lub ściągnąć sobie apkę na smartfona. Żałowałam jednak, że nie wzięliśmy zwykłego audioguide'a bo apka kiepsko działała :-)


Niestety wewnątrz nie można było robić zdjęć. Wielka szkoda bo barokowo - rokokowy wystrój powalał na kolana. Możecie jednak pooglądać wnętrza tu: http://www.schoenbrunn.at/en/wissenswertes/das-schloss/rundgang-durchs-schloss.html 
Pozostało nam fotografować ogrody, też piękne. Dzień był dziś raczej chłodny i nieco mglisty, przez co w parku panowała typowo jesienna atmosfera.





Mają tam ciekawy sposób przycinania drzew. Robią to korzystając z takiego jakby rusztowania.



Efektem jest szpaler drzew tworzących równiuteńką, płaską ścianę wzdłuż alei. 



W oddali widok na Gloriettę. Pawilon z pięknym widokiem na pałac, w którym w XIX jeszcze jadano. Teraz jest tam kawiarnia Gloriette. No i wspaniały widok, do którego zaraz mieliśmy się wspiąć.



Gloriettę fotografowaliśmy ze schodów pałacu.


Po ogrodach krążyła wytrwale młoda para w towarzystwie swojej pani fotograf. Panna młoda miała śnieżnobiałą suknię a do niej jaskrawo różowe szpilki i różową bransoletkę. Jej sprawa :-)



Zanim wybraliśmy się na wzgórze, obejrzeliśmy jeszcze mały, boczny ogród, wyposażony w niewielki taras widokowy.


Postanowiliśmy choć przez chwilę zachować powagę ale chyba jednak nie jesteśmy mistrzami pstrykania selfies.





Idziemy wreszcie na wzgórze i po drodze przystajemy przy fontannie Neptuna.


Po całkiem długim spacerze docieramy na wzgórze do Glorietty. Można jeszcze wejść na samą Gloriettę i zaraz się tam udamy.


My się męczyliśmy a okazuje się że można na samą górę wjechać pociągiem :-)


Widok wynagradzał trudy wejścia. Widać też stąd jak ogromny jest cały teren pałacu.




Jak już się napatrzyliśmy, zeszliśmy na dół do labiryntów. Można wejść między równo przystrzyżone żywopłoty i spróbować dojść do podestu, który jest w środku labiryntu. My polegliśmy :-)



Labirynty były na koniec zwiedzania i wychodzimy z zamku. Na odchodne robię frontową panoramę pałacu.


Wracamy do centrum i wysiadamy na:


Pałac zwiedzaliśmy prawie cztery godziny i to większość na zewnątrz, więc po pierwsze siadamy do obiadu. Na początek zupa z dyni suto polana olejem z nasion dyni. Pycha!


Nawet Łukasz z zapałem zajada zupę i to brokułową, szok!


Na drugie, zupełnie nie po wiedeńsku - cheesburger, a co.



Po sutym obiedzie i kawce można było udać się na spacer po mieście. Jak dla mnie, co druga kamienica zasługiwała na zdjęcie.


Spacerkiem doszliśmy do Katedry Świętego Szczepana Męczennika.



W środku są wyznaczone odzielone od zwiedzających, miejsca do modlitwy, można podejść i zapalić świeczkę.


Źródła podają, że katedra jest najważniejszą i jedną z najstarszych świątyń w Wiedniu.








Przy wejściu piękna skarbonka do wrzucania datków - mini katedra z pleksi :-)


Katedra jest ciasno obstawiona budynkami.


Po obejrzeniu katedry ruszamy na dalszą część spaceru po mieście.



"Zum Schwarzen Kameel" - cukiernia i wyroby z czekolady... hm ;-)


A w tej restauracji specjalnością jest chyba tapeta :-)


Tak jak na każdej starówce, chętnych i odpornych na specyficzny zapach, wożą dorożki.



W stoisku z pamiątkami z Wiednia można między innymi kupić amerykańską flagę (?) ;-)


Ok 17-tej robimy się już tak zmęczeni, że postanawiamy dziś już nie zwiedzać i odpocząć. Tramwajem wracamy do hotelu. Na jutro zostawiamy sobie jeszcze kilka interesujących muzeów. 


Ostatnią fotkę, strzelam od niechcenia z okna tramwaju.