środa, 29 października 2014

Wurst, WURST!!!

Dziś pora na kolejną podróż, lecimy do Wiednia. Czekamy na odprawę Easyjet i po raz kolejny dziwimy się ludziom, którzy wykupują pierwszeństwo wejścia na pokład. Owszem odprawiają się oni pierwsi ale potem jadą do samolotu tym samym autobusem co reszta :-) Jak im się noga na schodkach potem zaplącze to jeszcze ich drugim wejściem, np. od ogona, można wyprzedzić i posadzić tyłek w fajnym siedzeniu przy oknie ;-))))


My się nigdzie nie pchamy, miejsca w samolocie może wystarczy, oglądam sobie więc ustawiające się w kolejce do startu samoloty. Rzymskie lotnisko Fumicino jest chyba mocno zajęte, co chwila coś startuje.


Po pótorej godzinie jesteśmy w Wiedniu. Z samolotu szybko do kibelka i tu niespodzianka, nad suszarką do rąk: dotykowy ekran dla oddania głosu czy podoba ci się czystość w tej toalecie :-) Było pachnąco więc kliknęłam w zieloną buźkę.


Kilka fotek z Wiedeńskiego lotniska.


W informacji turystycznej kupiliśmy Vienna Card i zjeżdżamy na peron, aby pociągiem udać się do Stadt Mittte, czyli centrum miasta ;-)


Różowa Vienna Card, która zapewnia nam wszystkie przejazdy w centrum. Zielony bilet na pociąg bo lotnisko jest w drugiej strefie i karta jej nie obejmuje.



Pociągiem jechaliśmy ok pół godziny a potem jeszcze dwie stacje metrem do hotelu. Wysiadamy już po ciemku, stacja metra jest sehr schön :-)


Po drodze do hotelu oddycham z ulgą gdy widzę, że pieniędzy w Austrii pilnuje Conchita Wurst :-)


Hotel nienowoczesny ale bardzo wygodny i blisko centrum. Po wejściu czekała na nas niespodzianka. Ponieważ nasz niemiecki jeszcze nie jest zbyt mocny, Łukasz do recepcjonistki zagadną po angielsku, że mamy tu pokój. Pani też w języku language zapytała o nazwisko. Gdy się przedstawił, pani powiedziała: "W takim razie po proszę o paszport". Zrobiło się wesoło, miło spotkać rodaczkę :-)



Cały dzień przeleciał nam w zasadzie na podróży, z hotelu wyszliśmy ok. 18tej na rekonesans. Po drodze wyrósł nam pięknie oświetlony gmach opery.


Czekając na zmianę świateł na ulicy fotografowałam co mi się podobało.


Nagle naszym zgłodniałym oczom ukazała się budka z kiełbaskami. 


Zamówiłam hot doga i dostałam wielgachną bułę z kiełbachą w środku. Zjedliśmy jedną na spółkę i była pyszna!


Krótki spacer deptakiem.


Obowiązkowo piwo w knajpce. Zamówiliśmy pszeniczne i dostaliśmy z cytrynką. Może to rządowy program dowitaminizowania obywateli? Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam ;-)



!!!


Wurtelstand odwiedziliśmy jeszcze raz. One w ogóle cieszą się tu sporym powodzeniem. Co chwila ktoś podchodzi i kupuje jedzenie. Zresztą nic dziwnego, porządna i naprawdę pyszna kiełbacha z bułą i napojem kosztuje raptem 3-5 euro. Nam nie było drogo a co dopiero Austriakom.


Obok była też budka z kebabem i z czymś co się nazywa Börek. 


Börek wygląda tak. Jest to cienkie ciasto francuskie wypełnione słodkim nadzieniem, np. serem, lub innym, np. szpinakiem, czy grzybami. Jest to przysmak turecki. Widziałam, że również był chętnie kupowany przez miejscowych. Dziś już się zapchałam wurstem ale jutro chyba tego spróbuję.


Na placu, w pobliżu naszego hotelu, jest w ciągu dnia bardzo ładnie zorganizowany bazarek. Gdy przechodziliśmy tam wieczorem, doszły nas odgłosy muzyki. Zajrzeliśmy i tam gdzie w ciągu dnia był bazarek, wieczorem objawiły się pawilony z wieloma knajpkami :-)
Sporo ludzi spędzało w nich miło czas, również siedząc jeszcze na zewnątrz. Całkiem miłe miejsce na spędzenie wieczoru w Wiedniu :-)



1 komentarz:

  1. A ja czasem piję piwo pszeniczne z cytryną - dobre to jest, szczególnie jeżeli piwo samo w sobie jest łagodne w smaku. Kiedyś często odwiedzałem mały lokal który prowadził starszy człowiek, ukrainiec. Oprócz ichniejszej tradycyjnej kuchni sprowadzał dobre regionalne piwa zza wschodniej granicy. Szczególnie upodobał sobie pszeniczne i część z nich proponował właśnie z cytryną :)

    K.

    OdpowiedzUsuń